Piątek zacząłe się dość dobrą pogodą... za chmur wychodziło słońce więc nie było całkiem źle... wiedziałem że bez rusztowania będzie problem by dotrzeć z tych naszych deseczek do narożników nadbudówki dlatego udało mi się pożyczyć od majstra który stawiał mi dom rusztowanie na dach... dość sprytne rozwiązanie ułatwiające w duzej mierze życie
ale o tym w daleszej części wpisu...
Na początek zdjęliśmy część dachówki by owe rusztowanie zamontować... jak to ze wszystkim bywa zdejmowanie lub rozmontowywanie przebiegało bezproblemowo 
Udało się dość szybko założyć kolejne panele podbitki oraz wykończyć płatew oraz zabudować trójkąt pomiędzy ścianą a dachem (po drugiej stronie tego nie było), potem pomalowaliśmy gruntem ścianę i przyszedł czas na przestawienie rusztowania na drugą stronę... i tu zaczęły się schody
wiadomo... byłoby za pięknie...

Na powyższym zdjęciu widać iż w górnej części brakuje jednej dachówki... sęk w tym że ten górny rząd był cały przycianany i dekarze wiercili w nich otwory i mocowali za pomocą wkrętów do łat... chcąc założyć dachówki z niższego rzędu trzeba było podwarzyc te z wyższego... niestety jedna nie wytrzymała i pękła... w tym momencie z ust Johnego poleciały wszystkie możliwe k@$%^& p#$% i ch@#$
nie powiem że sam pod nosem nie przeklnąłem... no ale nic... ściskamy pośladki, docinamy jedną dachóweczkę, wiercimy otwór... następnie trzeba było odkleić taśmę ołowianą, poluzować dachówki sąsiadujace, założyć nową, przykręcić i zrobić porządek z taśmą...
Tu kolejny schodek... taśma była luźna na całości takze i tak musiałem ją podkleić... miałem nawet specjalny klej do tego... dość mocny jak zastygł to była konsystencja gumy... no ale nic... założyliśmy resztę dachówek... doszliśmy do śniegołapu... włożyłem jedną, potem drugą, która o dziwo nie chciała wejść to naciągnąłem drabinkę... jak tylko ją puściłem to dachówka pękła...
i tak było jeszcze raz...
do momentu w którym nie zorientowaliśmy się że te dachówki pod drabinkami miały specjalne wycięcia by się mieściły... eureka 

Gdy lewa strona była gotowa przyszedł czas na prawą... udało się tego dnia ściągnąć dachówkę oraz przykręcić listwy boczne... w międzyczasie rozpadał się deszcz który z znacznym stopniu utrudnił pracę na dachu... nie dość że padało to powierzchnia robocza stała się śliska a wiadomo że w takich warunkach nie trudno o wypadek...
Tak wyglądała zabudowana lewa strona wraz z trójkątem... nie wiedziałem jak to lepiej zabudować dlatego w dolnej części pojawiły się kolce na ptaki by nie wlatywały do środka... tzw bird protect

A tu widać rusztowanie o którym wcześniej pisałem... góra zaczepiana o łatę z regulowaną pozycją położenia siedziska, tzn że w zależności od nachylenia dachu można było w miarę dobrze ustawić sobie pozycję poziomą względem płaszczyzny ziemi
albo jakoś tak

Komentarze